-Jaśka, zabieram cię na mecz, musisz iść! – we środowy
wieczór wbiegasz do mieszkania, od razu rzucając torbę na podłogę.
-A może by tak dzień dobry? W sumie to dobry wieczór, już
dwudziesta. – śmieję się z Ciebie.
-Oj no, cześć kocie. – podchodzisz i całujesz mnie w
policzek opierając się o blat, podczas gdy ja z całymi rękoma w mące próbuję
ulepić coś na wzór ciasta do pizzy.
-O co chodzi z tym meczem?
-Pamiętasz jak opowiadałem ci o tym nowym zawodniku? W niedzielę
ma już zagrać!
-A kto to?
-Nie powiem ci, niespodzianka. Z resztą pewnie i tak go nie
znasz. – uśmiechasz się wrednie, całując w czoło i niby ‘przypadkiem’
obsypujesz mnie mąką.
Nie to, że nie interesuję się siatkówką, po prostu od czasu
do czasu przychodzę na Łuczniczkę, siadam
z sektorze szóstym i kibicuje Bydgoszczanom. Nic więcej mnie z tym sportem nie
łączy.
Podczas gdy Ty zajadasz się pizzą, ja z kawą w ręku siedzę
na kanapie i po raz kolejny zakuwam temat na jutrzejszą kartkówkę, ale nie mogę
się skupić na nauce. Zmęczona zrzucam książki na ziemię, przykrywając się kocem
zasypiam na niewygodnej kanapie.
Budzę się, czując jak podnosisz moje ciało. Ciii, śpij. Przeniosę cię do sypialni
szepczesz. Delikatnie kładziesz mnie na dużym łożu, mówiąc idę do łazienki, śpij kochanie. Otulam się kołdrą, przykładając
głowę do poduszki. Spoglądam jeszcze na zegar ścienny, wskazujący kilka minut
przed pierwszą w nocy. Po paru minutach słyszę odgłos otwieranych drzwi, wchodzisz do sypialni owinięty w pasie białym
ręcznikiem, szukając czystych bokserek. Andrzej,
chodź do mnie mruczę. Siadasz obok mnie, pochylając się nade mną. Z
uśmiechem na ustach wpatrujesz się w moje zielone oczy, a ja chwytając Twoją
szyję przyciągam Cię jeszcze bardziej do mnie. Nasze rozgrzane usta stykają
się, całujesz mnie delikatnie, ale z czasem coraz bardziej gwałtowniej. Szybkim
ruchem przewracasz się tak, że teraz ja jestem na górze. Błądzę rękoma po Twoim,
mokrym jeszcze torsie, nie zaprzestając pocałunkom. Twoje dłonie wędrują pod
moją koszulką, aby po chwili ją ze mnie zrzucić. Wplątuję palce w Twoje
przydługie, gęste włosy, a Ty docierasz do zamka moich spodni, które idą śladem
bluzki i również lądują na podłodze. Przewracasz mnie na plecy, przygniatając swoim
ciałem. Przegryzam płatek twojego ucha, gdy Ty starasz się rozpiąć mój
biustonosz. Całujemy się coraz bardziej zachłannie, namiętnie. Uwalniasz moje
piersi, całujesz je, pieścisz. Ręcznik na Twoich biodrach zsuwa się coraz
bardziej, błądzisz rękoma po moim brzuchu, zjeżdżając aż do koronkowych fig.
Ściągasz je ze mnie, podczas gdy ja zrywam z Ciebie ręcznik. Obdarowujesz
pocałunkami całe moje ciało, zaczynając od czubka głowy, kończąc na stopach.
Doprowadzasz mnie do szaleństwa, obłąkania. Mając już dość, szepczę stanowczo Wrona, do cholery, nie baw się ze mną!
Całujesz mnie w usta, tak aż braknie mi tchu. Po chwili czuję cię w sobie, łączymy się w jedność. Mój jęk i Twój
przyspieszony oddech roznosi się po całej przestrzeni sypialni. Przyspieszasz
swoje ruchy, jesteś coraz bardziej stanowczy i agresywny. Wbijam paznokcie w Twoje
barki, pozostawiając czerwone szramy, syczysz z bólu, ale przyspieszasz jeszcze
bardziej. Głośny krzyk rozkoszy wypełnia pomieszczenie, podczas gdy oboje szczytujemy. Potem, wymęczeni
opadamy na łóżko, starając się unormować oddech. Zamykasz mnie w ciasnym
uścisku, całując w nagi obojczyk. Kocham
cię Jaśmina, jak wariat. Kreślę nieokreślone wzory palcami na twoim
umięśnionym brzuchu.
Zasypiamy szczęśliwi i spełnieni.
*
Nijakie.
Miało być w kwietniu, jest dwa dni wcześniej.
Zapraszam tu, bo za kilka dni pojawi się tam pierwszy rozdział.