sobota, 30 marca 2013

4; Jak wariat.



 
-Jaśka, zabieram cię na mecz, musisz iść! – we środowy wieczór wbiegasz do mieszkania, od razu rzucając torbę na podłogę.
-A może by tak dzień dobry? W sumie to dobry wieczór, już dwudziesta. – śmieję się z Ciebie.
-Oj no, cześć kocie. – podchodzisz i całujesz mnie w policzek opierając się o blat, podczas gdy ja z całymi rękoma w mące próbuję ulepić coś na wzór ciasta do pizzy.
-O co chodzi z tym meczem?
-Pamiętasz jak opowiadałem ci o tym nowym zawodniku? W niedzielę ma już zagrać!
-A kto to?
-Nie powiem ci, niespodzianka. Z resztą pewnie i tak go nie znasz. – uśmiechasz się wrednie, całując w czoło i niby ‘przypadkiem’ obsypujesz mnie mąką.
Nie to, że nie interesuję się siatkówką, po prostu od czasu do czasu  przychodzę na Łuczniczkę, siadam z sektorze szóstym i kibicuje Bydgoszczanom. Nic więcej mnie z tym sportem nie łączy.

Podczas gdy Ty zajadasz się pizzą, ja z kawą w ręku siedzę na kanapie i po raz kolejny zakuwam temat na jutrzejszą kartkówkę, ale nie mogę się skupić na nauce. Zmęczona zrzucam książki na ziemię, przykrywając się kocem zasypiam na niewygodnej kanapie.

Budzę się, czując jak podnosisz moje ciało. Ciii, śpij. Przeniosę cię do sypialni szepczesz. Delikatnie kładziesz mnie na dużym łożu, mówiąc idę do łazienki, śpij kochanie. Otulam się kołdrą, przykładając głowę do poduszki. Spoglądam jeszcze na zegar ścienny, wskazujący kilka minut przed pierwszą w nocy. Po paru minutach słyszę odgłos otwieranych drzwi,  wchodzisz do sypialni owinięty w pasie białym ręcznikiem, szukając czystych bokserek. Andrzej, chodź do mnie mruczę. Siadasz obok mnie, pochylając się nade mną. Z uśmiechem na ustach wpatrujesz się w moje zielone oczy, a ja chwytając Twoją szyję przyciągam Cię jeszcze bardziej do mnie. Nasze rozgrzane usta stykają się, całujesz mnie delikatnie, ale z czasem coraz bardziej gwałtowniej. Szybkim ruchem przewracasz się tak, że teraz ja jestem na górze. Błądzę rękoma po Twoim, mokrym jeszcze torsie, nie zaprzestając pocałunkom. Twoje dłonie wędrują pod moją koszulką, aby po chwili ją ze mnie zrzucić. Wplątuję palce w Twoje przydługie, gęste włosy, a Ty docierasz do zamka moich spodni, które idą śladem bluzki i również lądują na podłodze. Przewracasz mnie na plecy, przygniatając swoim ciałem. Przegryzam płatek twojego ucha, gdy Ty starasz się rozpiąć mój biustonosz. Całujemy się coraz bardziej zachłannie, namiętnie. Uwalniasz moje piersi, całujesz je, pieścisz. Ręcznik na Twoich biodrach zsuwa się coraz bardziej, błądzisz rękoma po moim brzuchu, zjeżdżając aż do koronkowych fig. Ściągasz je ze mnie, podczas gdy ja zrywam z Ciebie ręcznik. Obdarowujesz pocałunkami całe moje ciało, zaczynając od czubka głowy, kończąc na stopach. Doprowadzasz mnie do szaleństwa, obłąkania. Mając już dość, szepczę stanowczo Wrona, do cholery, nie baw się ze mną! Całujesz mnie w usta, tak aż braknie mi tchu. Po chwili czuję cię w sobie,  łączymy się w jedność. Mój jęk i Twój przyspieszony oddech roznosi się po całej przestrzeni sypialni. Przyspieszasz swoje ruchy, jesteś coraz bardziej stanowczy i agresywny. Wbijam paznokcie w Twoje barki, pozostawiając czerwone szramy, syczysz z bólu, ale przyspieszasz jeszcze bardziej. Głośny krzyk rozkoszy wypełnia pomieszczenie, podczas  gdy oboje szczytujemy. Potem, wymęczeni opadamy na łóżko, starając się unormować oddech. Zamykasz mnie w ciasnym uścisku, całując w nagi obojczyk. Kocham cię Jaśmina, jak wariat. Kreślę nieokreślone wzory palcami na twoim umięśnionym brzuchu.
Zasypiamy szczęśliwi i spełnieni.

*

Nijakie.  
Miało być w kwietniu, jest dwa dni wcześniej.
Zapraszam tu, bo za kilka dni pojawi się tam pierwszy rozdział.